Spotkanie z moim wujkiem Józefem Kozłowskim uczestnikiem strajków w ‘88
Rozmawiał: Dawid Stańczyk- Absolwent Szkoły Podstawowej
– Jak pojawiłeś się w Gdańsku i zacząłeś pracę w stoczni?
Mając 15 lat, skończyłem szkołę podstawową. Mój brat był już wtedy w Gdańsku, uczył się w szkole zawodowej przy ulicy Karola Marksa (dziś Józefa Hallera). To była szkoła ZSBO – Zasadnicza Szkoła Budowy Okrętów. Poszedłem tam, bo brat już uczył się tam dwa lata.
Po ukończeniu szkoły rozpocząłem pracę, szkołę skończyłem w 1979 roku. W trzeciej klasie mieliśmy praktyki zawodowe – w Stoczni Gdańskiej. Praktykę miałem na hali, która nazywała się Blachownia. I jeszcze w trakcie tej praktyki zapytałem, czy mogę zostać tam na stałe. Po szkole przyjąłem się do pracy – wcześniej byłem uczniem, a później już normalnym pracownikiem.
W 1980 roku zaczęły się pierwsze protesty. Do wojska poszedłem w 1983 roku, a po powrocie wróciłem z powrotem do Stoczni Gdańskiej, na to samo miejsce.
W 1988 roku znów były strajki, ale już mniej liczne. Nie pamiętam, dlaczego nas było wtedy tak mało na wydziale, ale wiem, że rano wielu ludzi nie wpuszczono do pracy. Zostaliśmy – ogłoszono strajk, i zostaliśmy w środku. Siedzieliśmy tam cały czas.
– Jakie były główne powody, dla których zdecydowałeś się wziąć udział w strajku w 1988 roku?
Głównie chodziło o zarobki – były bardzo niskie. Do tego dochodziło ogólne zacofanie kraju – nie można było wyjeżdżać za granicę, dostęp do czegokolwiek był ograniczony. W sklepach nic nie było. Obowiązywały kartki żywnościowe – pamiętam, że były nawet kartki na buty.
– Jak wyglądała organizacja strajków w miejscu pracy? Kto pełnił rolę liderów? Jak przebiegała komunikacja?
Nie pamiętam już nazwisk liderów. Każdy wydział miał swoich ludzi, którzy brali odpowiedzialność – liderów wydziałowych. Byli też ci z Komitetu Strajkowego. Organizowali jedzenie, spanie, dyżury przy bramach. Wszystko było zgrane – ludzie byli solidarni. Jakoś to funkcjonowało. Trzeba było być cały czas na miejscu. Komunikacja przebiegała za pomocą ulotek, wtedy nie mieliśmy telefonów komórkowych.
– Jakie emocje panowały wśród strajkujących – na początku i w trakcie protestu?
Była nadzieja, że strajk coś da. Ale też strach – bo to już nie był ten sam strajk co w 1980 roku, kiedy strajkowała cała Polska. Tym razem było tylko kilka zakładów i mniej ludzi.
Baliśmy się, że nas rozbiją. Nie pamiętam dokładnie, kiedy się skończył ten strajk, ale pamiętam, że jeden z nich zakończyliśmy, idąc do kościoła św. Brygidy.
– Pamiętasz decyzję o rozpoczęciu strajku? Jakie były obawy i nadzieje?
Obawy były takie, że nas aresztują albo pobiją. A nadzieje – że Polska stanie się normalnym krajem, że będzie można wyjeżdżać za granicę. Pamiętam dobrze, że wtedy były kartki, bo w sklepach nie było niczego.
– Jakie były reakcje służb na wasz protest?
Był strach – wtedy służby mogły wszystko. Dziś jak cię zatrzyma policja, to raczej nic ci się nie stanie. A wtedy mogli cię pobić do nieprzytomności, a nawet zabić – bo byli ponad prawem.
Dziękuję za rozmowę.





